Maraton przebiegłem w formie virtualnej. Zastanawiam się co tak naprawdę to oznacza. W moim odczuciu to tylko zbieranie wyników jest virtualne, a cała reszta realna do bólu.

Za mną kolejny fajny maraton. Mój trzydziesty piąty. Nie mam przekonania jak liczyć maratony i biegi ultra. Niektórzy liczą łącznie. Tak zakładając należy dodać dwa maratony z triathlonu (im226) oraz 23 biegi ultra to będzie tego w sumie 60. Tym razem było dość mocno. To mój czwarty czas w historii. Najlepszy od 2008. Mój „The Best Of M50”

Nadeszła jesień, koniec z triathlonem (w tym sezonie). Mam zamiar jeszcze trochę startować i bardzo bym chciał gdzieś wybrać się w góry. Trzeba jednak zacząć myśleć o kolejnym sezonie dlatego od września rozpoczynam treningi pływackie z Warsaw Masters Team.

Finisz na Narodowym to wspaniałe przeżycie. Czas na zegarze 3:24 i jakieś sekundy. Medal, łyk picia i idę do szatni. Sprawdzam czas netto 3:22:50 – udany start, rok temu pobiegłem 20 minut wolniej.

Strzał startera, ruszyliśmy - linie startu mijamy po 3 sekundach - nie będzie zapasu. Biegło się dobrze, stawka szybko się rozciągała, nie było tłoku i od razu można było iść własnym tzn. nadawanym przez peacemakera tempem. Bonifraterska, Miodowa skręt w Senatorską - nie zauważyłem pierwszego kilometra. Teatr Wielki i pierwsza grupa kibicujących szkół. Trzymam się z tyłu grupy pilnując by żółta koszulka z napisem "3:00" nie uciekła zbyt daleko.

Gdy tylko pojawiła się informacja o zorganizowaniu tego maratonu wiedziałem, że muszę tam być. Góry i bieganie to dwie moje wielkie pasje. Z uwagi na odbywający się dwa tygodnie później "III Bieg Rzeźnika" postanowiłem potraktować ten maraton jako ostatnie długie wybieganie.

Wypoczęty i zrelaksowany na linii startu stanąłem w bojowym nastroju. Pogoda była dobra, kilkanaście stopni, zachmurzenie duże, a godzinę przed startem spadł deszcz i powietrze zrobiło się rześkie. Ustawiłem się dość blisko, niedaleko tabliczki z napisem 2:30.

Do Poznania pojechałem w sobotę. Odebrałem numer i poszedłem do namiotu na makaron. Jak zwykle dużo znajomych i kiermasz z akcesoriami dla biegaczy. Oglądam, rozmawiam, myślę o taktyce na jutrzejszy dzień. Cel czasowy na ten rok już wypełniłem, przyjechałem tu dla przyjemności, szarpać się nie muszę ;-)

Pomysł startu w Wachau Marathon ma dość ciekawą historię. Na dobrą sprawę jest konsekwencją mojego startu w maratonie wiedeńskim w maju 2004. W tedy zachęcony atmosferą maratonu mój "austriacki" kolega Jarek postanowił, że za rok też wystartuje w maratonie. Postanowił najpierw spróbować w półmaratonie. Pobiegł w Baden, a później w Wachau. Podczas pobytu w kraju opowiadał nam o tych imprezach.

Do Poznania przyjechałem dzień wcześniej wieczorem. Zarejestrowałem się i poszedłem na pasta-party. Spotkałem Ojlę i wielu znajomych z forum biegajznami. Potem nocleg w Arenie i 10 października stanąłem na starcie maratonu w Poznaniu.