Bieg Mikołajkowy w Lesie Kabackim należy do stałych punktów mojego planu. Początki mojej przygody z bieganiem były mocno związane z Grand Prix Warszawy. Sporo startowałem na ścieżkach tego urokliwego lasu i zawsze chętnie tam wracam. Teraz gdy w sezonie bardziej skupiam się na triathlonach i biegach ultra ciężko jest tak dobrać terminy by dało się startować w wieloetapowym cyklu.

Zima i wiosna przepracowane dość tradycyjnie, choć w tym sezonie zabrakło Falenicy. Przegapiłem moment zapisów i wyczerpał się limit. Starty zacząłem od Biegu Noworocznego w Parku Skaryszewskim. Jak jest okazja pobiegać koło domu zawsze staram się z niej skorzystać. W tym roku na góralu robiłem treningi nawet w styczniu i lutym. Było ciepło, pogoda sprzyjała.

20 maja wystartowałem w Hajnowskim Półmaratonie. Dla mnie był to wyjazd z założenia raczej turystyczny - zbyt krótka przerwa od poprzedniego startu. Dzięki temu mogłem dokładnie podziwiać malowniczą, prowadzącą wśród lasów Puszczy Białowieskiej trasę i robić po drodze zdjęcia.

Wypoczęty i zrelaksowany na linii startu stanąłem w bojowym nastroju. Pogoda była dobra, kilkanaście stopni, zachmurzenie duże, a godzinę przed startem spadł deszcz i powietrze zrobiło się rześkie. Ustawiłem się dość blisko, niedaleko tabliczki z napisem 2:30.

Dotąd uważałem, że nie warto pokonywać kilkuset kilometrów by przebiec 10km. Zmęczony zimą i spragniony startów (tak wyszło, że nie startowałem od Chomiczówki), podchwyciłem pomysł Renaty i Darka i postanowiłem pojechać do Poznania.

Niestety po triathlonie skończyły się dla mnie wakacje. Czas wrócić do pracy. Do maratonu w Wachau zostało już tylko sześć tygodni. Ostatnia w tym roku okazja by złamać te 3:15. Tylko czy zdołałem się zregenerować. Zaczynam trening pod maraton. Mam blisko domu kameralny stadion lekkoatletyczny - przy stadionie X-lecia. Jest gdzie trenować interwały.