24 lipca wystartowałem w III Półmaratonie Młocińskim, zorganizowanym przez SBBP. Kapitalna atmosfera, znakomicie oznakowane kilometry. Kibicowała nam Marzenka, a Bartek startował na dystansie ¼ maratonu. Pomimo, iż było gorąco udało mi się złamać magiczną barierę półtorej godziny i osiągnąć czas 1:29:48.

Później bieg Powstania Warszawskiego i wyjazd do Poronina, gdzie chodzenie po górach przeplatałem bieganiem. Po raz kolejny zmierzyłem się z kilkuset metrowymi podbiegami (mam na myśli różnicę wysokości). Wymyśliłem sobie nowa biegową trasę. Prowadziła z Poronina do urokliwej miejscowości Małe Ciche. Dalej w górę przez las do Drogi Oswalda Balcera. Szosa wyprowadza na na Wierch Poroniec mozolnie pnąc się pod górę krętymi serpentynami. Następnie przez Polanę Głodówkę zbiegamy do Bukowiny na Klin. Kolejny odcinek prowadzi znowu pod górę na Wierch Olczański. Stąd szosa prowadzi grzbietem pasma do Gliczarowa Górnego. Po drodze mamy niewielkie zbiegi i podbiegi. W Gliczarowie na krzyżówce skręcamy w prawo w drogę zbiegającą łagodnie do Białego Dunajca. Tylko ostatni kilometr tej drogi jest dosyć stromy. Po wbiegnięciu między zabudowania szybko osiągamy ulicę Kościuszki. Skręcamy w lewo i starą drogą, przecinając w dwóch miejscach „Zakopiankę” wracamy do Poronina. Całość ma ok 31 km i 575 m przewyższenia.
Do Warszawy wróciłem 14 sierpnia późnym wieczorem (pociąg się spóźnił), by na drugi dzień rano w Ossowie stanąć na starcie półmaratonu. 1:30:28. Poszło nieźle, ale czułem niedosyt.

Postanowiłem w następną niedzielę pojechać na V Maraton Podlaski do Białegostoku. Były to również Mistrzostwa Polski Osób Niepełnosprawnych. Niezwykłe wrażenie zrobili na mnie zwodnicy niepełnosprawni. Zupełnie mi nie pasuje do nich to określenie. Z pewnością byli sprawniejsi ode mnie, pomimo przeszkód jakie postawił im los. Pierwszy raz widziałem sportowe wózki. Zawodnicy jechali na nich ze sprawnością i prędkością dla mnie niewyobrażalną. Kilku osobowe peletony śmigały wokół nas. Trasa ładna wśród drzew, w miarę płaska, na pętlach. W rejonie startu/mety, nieliczni, ale bardzo zaangażowani w doping kibice. Pogoda optymalna nie za ciepło, padał lekki deszcz. Niestety ruszyłem zbyt mocno i po 27 km zaczęło się chodzenie. Biegli też niewidomi z wspierającymi ich przewodnikami. Z tym się spotkałem już wcześniej i zdaję sobie sprawę z tego jakie to trudne. Ten start zmienił moje spojrzenie na sport paraolimpijski. Przez długi czas biegłem z chłopakiem, który nie miał przedramienia. Trudno sobie wyobrazić ile pracy musiał wkładać w to by w ogóle mógł biegać. Wiemy jak ważna w bieganiu jest praca rąk. To one odpowiadają za zachowanie równowagi, stanowią przeciwwagę dla sił generowanych przez nogi. Pamiętam, że po pierwszym maratonie najbardziej bolały mnie mięśnie barków. Bogatszy o nowe doświadczenia wieczorem wróciłem do domu.

zdjęcie nagłówkowe z galerii na stronie maraton.miryan.com.pl